Gdy przylecieliśmy na lotnisko w Windhoek’u czuliśmy ogromną ciekawość jaka ta Namibia jest. Niewiele w Europie mówi się na temat tego kraju a my bardzo chcieliśmy go poznać. Kraj, który jest ogromny a liczy tylko 2 mln mieszkańców. Z Windhoek;u od razu udaliśmy się do pięknego Parku Erindi. Hotel usytuowany był przy samym wodopoju skąd podczas pysznej kolacji mogliśmy obserwować hipopotamy i krokodyle. Widok z tarasu rozciągał się na namibijski busz.
Ten dzień był prawdziwym spełnieniem dla fotografów, chociaż wszyscy inni tez byli zachwyceni i zrelaksowani. Mimo bardzo wczesnej pory bo niemal o świcie wyjechaliśmy na kilkugodzinne safari w busz. Spotkaliśmy majestatyczne słonie, pełne gracji gepardy i różne gatunki antylop. W ciągu dnia mieliśmy dwa wyjazdy otwartym Jeepem na takie safari i za każdym razem było inaczej. Jakby piękniej, wieczorny wyjazd zakończony był małym poczęstunkiem i drinkiem w samym środku buszu, niedaleko miejsca gdzie gepard spożywał swoją kolacje.
To nie była długa podróż do Swakopmund, o którym mówi się ze jest bardzo niemieckim miasteczkiem. Ale dla nas podróż dość nietypowa ponieważ przyzwyczajeni do zgiełku i dużego ruchu na drogach a tu w Namibii samochody mijały się naprawdę rzadko. Zakwaterowanie i nocleg mieliśmy w uroczym hotelu stworzonym na palach niedaleko plaży i bardzo blisko do miasteczka. Pięknie przywitał nas ocean, spienionymi falami i pięknym melodyjnym szumem.
Brak słów żeby opisać to co przeżyliśmy tego dnia. Małą awionetką lecieliśmy nad największymi namibijskimi wydmami, ich piękno i to w jaki sposób natura maluje obrazy stworzone z piachu jego kolorów i grzbietów wydm. Nie ma słów żeby to opisać. Lecieliśmy także nad polami diamentonośnymi a lecąc nad brzegiem oceanu obserwowaliśmy zmienność kolorów podrywających się do lotu flamingów, czasem mieliśmy wrażenie, że foki wygrzewające się na plaży pozdrawiają nas leniwie.
Piątego dnia opuściliśmy Swakopmund i udaliśmy się w sam środek namibijskie pustyni do miejsca o nazwie Sossusvlei. Zakwaterowani byliśmy w cudownym kampie, które było położone kilkaset metrów nad kanionem Sesriem. Prosto z naszych tarasów podziwialiśmy zachód słońca i rozkoszowaliśmy się ciszą. Dość wcześnie poszliśmy spać bo byliśmy uprzedzeni, że rano zostaniemy zerwani ze snu bardzo wcześnie.
Wschód słońca podziwiany z grzbietu jednej z najwyższych wydm. Nie może być nic bardziej magicznego. Czuć jak z każdą minuta piach pod nogami staje się coraz cieplejszy. Tak, to był powód wczesnego wstawania ale było warto. Ta chwile zapamiętamy na zawsze.
Po powrocie do kampu i krótkim odpoczynku wybraliśmy się na spacer do pobliskiego małego kanionu. Dziwne ale urokliwe miejsce.
Dzień pełen relaksu i spokoju, wydmy, kanion wygrzewanie się przy basenie.
Na koniec dnia podziwialiśmy miliony gwiazd. Jest ich tak dużo, że aż mieniły się w oczach.
Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę do Luderitz. Podróż była dość długa ale fascynująca. Pierwszy raz mogliśmy podziwiać dzikie konie żyjące na wolności. Przygotowani na zebry czy żyrafy byliśmy mocno zaskoczeni tak pięknym widokiem.
I tym razem nie mieliśmy za dużo okazji do spotkań z innymi ludźmi, turystami. Namibia jest bardzo spokojnym i wyludnionym krajem ale dzięki temu ma ten niepowtarzalny klimat. Wszędzie dzikość i natura.
Hotel, w którym spędziliśmy noc był położony przy samym oceanie. Fale oceanu rozbijały się o mury budynku co nadawało jeszcze bardziej egzotycznego klimatu.
Zwiedzaliśmy tego dnia tzw. Miasto duchów. Dziwne opuszczone przez ludzi miasto. Miasto można powiedzieć pochłonięte przez pustynię. Historia tego miejsca jest mniej tajemnicza niż sam jego wygląd pobudzający wyobraźnię. Spacer po tym spokojnym muzeum spowodował że każdy z nas wyobrażał sobie jak to było gdy miasto tetniło życiem. Wspaniała wyprawa.
Długa podróż w góry do Ai-Ais. Oczywiście nic nie mówiąca nam nazwa. Ale ufamy zawsze Andrzejowi i dlatego pełni emocji jechaliśmy w to tajemniczo brzmiące miejsce. Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć drugi największy na świecie kanion Fish River Kanion. Ogromny i budzący respekt.
Po dość długiej jeździe samochodem wieczorem po kolacji do późnych godzin nocnych pływaliśmy i odpoczywaliśmy w ciepłych źródłach w basenie podziwiając gwiazdy i spokojne niebo. Totalny luz, nikt nie chciał iść spać kończąc ten dzień.
Długa podróż do Kapsztadu. Tego dnia musieliśmy pożegnać się z przepiękną Namibią. Pożegnaliśmy się z tym krajem z zakorzenioną w sercu obietnicą że jeszcze tam wrócimy bo teraz wiemy, że są inne miejsca do odkrycia i poznania.
Ale RPA przywitało nas wspaniałymi widokami, jeziorami i polami winogron. Kolejny piękny i kolorowy kraj. Do Kapsztadu dotarliśmy bardzo późno wieczorem i zakwaterowaliśmy się w przytulnym hoteliku kilkadziesiąt metrów od oceanu ,który swoim spokojem ukołysał nas do snu.
Jak inny jest Kapsztad nawet od największego miasta w Namibii. Jest duży ale i kolorowy. Jest położony tuż u podnóża przepięknej Góry Stołowej która zdaje się trzymać opiekę nad całym miastem. Widać ją z każdego miejsca w mieście. Zwiedzaliśmy miasto i okolice. Odwiedziliśmy kolonie pingwinów i obowiązkowo zrobiliśmy sobie zdjęcie na Przylądku Dobrej Nadziei.
Kolejny dzień pełen wrażeń.
Kapsztad nie tylko ma wiele turystycznych atrakcji w postaci Góry Stołowej, Góry Sygnałowej itd ale też w sklepach z pamiątkami można totalnie stracić głowę. Ostatniego dnia pobytu w Afryce wpadliśmy w szał zakupów. Pamiątek i różnych smakołyków kupiliśmy tak dużo, że przestraszyliśmy się o limit bagażu na lotnisku, ale na szczęście wszystko poszło gładko i po pożegnaniu wieczornym lotem wracaliśmy do domu.
Każdy z naszej wspaniałej grupy głęboko wierzy, że jeszcze tam wrócimy. Andrzej twierdzi że musi nam pokazać Zimbabwe i Wodospady Wiktorii i my na pewno z tego skorzystamy.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.