W Południowej Afryce jest takie miejsce, które wspominam szczególnie miło.
Nie, nie powiem Wam jak się nazywa i gdzie jest, ale opowiem Wam jak tam jest.
Miałam zaszczyt być tam tylko raz i wszystko było dla mnie nowe. Andrzej oczywiście znał to miejsce doskonale, więc jak zawsze był przygotowany i przewodził grupie. Pierwszego dnia potrzebowałam chwili, żeby wyjść z szoku tak tam było wspaniale. Nasi turyści też musieli mieć chwilkę żeby ochłonąć 🙂
Sama nie wiem co było piękniejsze czy kamp czy fakt, że jest tak dużo słoni.
Obie te rzeczy tworzyły idealną harmonię.
Luksus kampu łączył się z surowością natury.
Pierwszej nocy przez taras mojego namiotu i dookoła niego przeszło ogromne stado bawołów i nic mnie nie obudziło. Cały kamp na nogach a ja śpię jak zabita, jednak kolejnej nocy gdy dwie lwice ryczały obok Andrzeja namiotu, ja siedziałam z wytrzeszczonymi oczami bojąc się, że wejdą do mojego lokum. A niby dlaczego miałaby wejść akurat do mnie, a nie do naszych gości lub właśnie do Andrzeja ? Nie pytajcie mnie, bo nie wiem.
Wyobrażacie sobie, że jeep, którym jeździliśmy na safari podjeżdżał pod specjalną rampę, żeby goście nie musieli się wdrapywać po schodkach na siedzenia ? Nie wspomnę już o tym, że gdy wracaliśmy z nocnego safari zawsze witano nas na rampie z gorącymi ręcznikami, abyśmy mogli ogrzać zmarznięte dłonie 😀 Ah życie 😀
A namioty? Namioty jak namioty, sami zobaczcie….
Chciałabym tam kiedyś wrócić.
Oczywiście zapraszamy serdecznie i ten “skromny kamp” mamy w swojej ofercie safari 🙂
Było pięknie, goście zachwyceni obsługą, klasą, poczuciem luksusu, ale nie nachalnego. Wszystko było takie jak powinno być 🙂
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.
Dodaj komentarz