Południowa Afryka to miejsce dla każdego podróżnika i poszukiwacza przygód. Otoczona dwoma oceanami daje możliwość spełnienia żeglarzom, windsurfingowcom, pływakom, kajakarzom i innym miłośnikom wody. Posiada też góry takie jak Góry Smocze czy Góry Czarne. Busz jest okazały i dziki w sam raz dla tropicieli afrykańskie zwierzyny. Ale Południowa Afryka ma coś jeszcze. Fenomenalną Pustynię Karoo. Dziką, nieprzyjazną, kamienistą Pustynię Karoo. I ja wybieram to miejsce jako mój dom duchowy. To tu czuję się najlepiej z jej mieszkańcami, tradycjami, architekturą i duchami. Dzięki jej ogłuszającej ciszy, dusza osiąga spokój.
O Pustyni Karoo można mówić godzinami, a i tak temat nie będzie wyczerpany.
Tym razem opowiem historię maleńkiego miasteczka Uniondale. Chociaż sama historia miasta nie jest aż tak bardzo ciekawa jak opowieść związana z tym miejscem. Sami musicie ocenić czy możliwa jest ta historia …
The Uniondale, małe miasto powstałe dzięki połączeniu dwóch jeszcze mniejszych Hopedale i Lyonu w 1856 roku. W Prowincji Przylądkowej Zachodniej jest podobne do innych, podobnie wyrafinowanych i zapomnianych znaków interpunkcyjnych na mapie SA. Znajdziesz kościół, szkołę, sklep monopolowy hmm więcej sklepów monopolowych i dużo pick-upów. Mieszkańcy utrzymywali się dzięki dobrze prosperującemu przemysłowi strusiego pierza, z resztą jak większość miast na Karoo. Niestety to nie trwało wiecznie. Miasto musiało przekwalifikować się na rolnicze i tak zostało po dziś dzień. Chociaż w ostatnim czterdziestoleciu bardziej zajmuje się podtrzymywaniem opowieści o duchu kobiety autostopowiczki i turystyki z tym związanej. W każdym razie miasteczko sobie całkiem dobrze radzi.
Nie wiem czy początkiem historii jest rok 1973 kiedy to pierwszy człowiek zgłosił pojawienie się ducha, czy 1968 rok i wypadku pewnej pary jadącej do Pretorii.
Chyba 1968 rok, a dokładnie 12 kwietnia w Wielki Piątek. Tego dnia właśnie na drodze N9 z Uniondale do Pretorii podróżowała młoda para zakochanych ludzi. Świeżo zaprzysiężeni narzeczeni jechali do rodziców przyszłej panny młodej w celu przekazania tej wesołej nowiny o nadchodzącym ślubie. Powiadają, że nic nie zapowiadało tragedii, ot zwykły dzień i spokój na drodze. Para jechała samochodem Garbusem, dziewczyna spała na tylnym siedzeniu, gdy chłopak poczuł gwałtowny podmuch wiatru. Straciwszy panowanie nad kierownicą ulegli rozległemu wypadkowi. Wypadek okazał się tragiczny w skutkach, ponieważ przyszła panna młoda odniosła obrażenia głowy na skutek, których zmarła. Świadek zdarzenia wysyłając list do matki dziewczyny napisał, że „miała wyraz twarzy szczęśliwy jak anioł, jak ktoś, kto miał całkowity pokój ze sobą”. (Frans Roux 2006)
Dziewczyna nazywała się Maria Charlotte Roux. Miała 22 lata.
Jej chłopak Giel Oberholzer mimo ciężkich obrażeń przeżył wypadek. Rok później ożenił się.
Według starszego brata Rii duch jego siostry spoczywał spokojnie aż do 1973 roku. Dokładnie w miejscu wypadku około północy niejaki Leonard podróżował wraz z żoną Catheriną. Zobaczyli wtedy postać kobiety w długiej białej sukni. Chceli ją podwieźć jednak autostopowiczka wydała im się dziwna, jakby przezroczysta. Kiedy mimo wszystko zatrzymali się obok niej po prostu zniknęła.
Jest wiele historii związanych z pojawieniem się ducha Marie. Chyba najbardzej znanymi są opowieści pewnego kierowcy Antona La Grande, motocyklisty Dawie’go van Jaarsveld’a i innego motocyklisty Dannego De Kock.
Ale zacznijmy od Antona.
1 maja 1976 roku.
Zimny, deszczowy wieczór.
Jadący drogą nr 62 niedaleko Uniondale kierowca mercedesa spotyka przy drodze kobietę. Jak relacjonuje „Widziałem dziewczynę stojącą na poboczu drogi” – wspominał. ”Zatrzymałem się. Otworzyła drzwi i wsiadła. Zapytałem, dokąd chce jechać, a ona powiedziała „Porter street 2, de Lange”. Była ciemnowłosa o bladej twarzy, ubrana w ciemny płaszcz i spodnie. „Po kilku milach odwróciłem głowę i jej nie było!” Kierowca o incydencie powiadomił miejscową policję i ruszył w dalszą swoją podróż. Jednak tuż za miastem usłyszał przerażający dźwięk, którego nigdy nie słyszał wcześniej.: „Do dziś nie potrafię powiedzieć, czy to był śmiech, czy krzyk, który brzmiał w moim samochodzie, naprawdę głośno… chociaż byłem absolutnie sam!”
Przerażony La Grange wrócił natychmiast do Uniondale, gdzie wraz z policjantem Potgieterem przeszukali samochód, nie znajdując nic dziwnego. La Grange w towarzystwie policjanta wrócił na miejsce zdarzenia. Policjant swoim samochodem jechał tuż za nim. „Tuż za Uniondale, gdy jechałem ze stałą prędkością 70 kilometrów (43 mph), prawe tylne drzwi mojego samochodu powoli otwierały się i zamykały” – powiedział La Grange. „To było kontrolowane, delikatne otwieranie i zamykanie, dokładnie tak, jakby ktoś wysiadł, a następnie zamknął za sobą drzwi”. Sierżant Potgieter pamiętał, że: „La Grange przejechał przez plamę mgły i około 200 jardów za mgłą, zobaczyłem, jak prawe tylne drzwi powoli otwierają się i zamykają, jakby ktoś wysiadł”. Nie dawało to sierżantowi spokoju. Nie rozumiał zaistniałej sytuacji. Dopiero następnego dnia po rozmowie z innym policjantem odkrył, że kolega, który był pierwszy na miejscu wypadku w 1968 roku podał dokładnie taki sam opis kobiety jak teraz La Grande. La Grande przerażony był do tego stopnia, że już nigdy nie wjechał na drogę do Uniondale. (Źródło: „Kłopotliwy przypadek ducha autostopu”, The National Enquirer Gazeta, Edward B. Camlin, 4 lipca 1978).
Inna relacja tej strasznej historii pochodzi od motocyklisty z 1978 roku. Motocyklista tym był Dawie van Jaarsveld. Relacjonował jak to podwiózł autostopowiczkę, która zatrzymała go niedaleko Uniondale. Opowiadał jak to dał jej zapasowy kask i prosił aby mocno trzymała go w talii. Nie rozumiał tylko jak to się stało, że po paru kilometrach jego motocykl drgnął, a kask znajdował się na swoim miejscu. Jednak, opis kobiety jaki skreślił Dawie był niemal identyczny z portretem Marię. Hmmm.
Kolejny przypadek też z udziałem motocyklisty odnotowano w 1980 roku z 20 letnim Andre Coetze. Opowiadał on o zdarzeniu, w którym uczestniczył w trakcie swojej podróży drogą niedaleko Uniondale. Mianowicie zbliżając się do miasteczka w pewnym momencie poczuł jakby ciężar na tylnym siedzeniu i miał wrażenie, że ktoś obejmuje go w talii. Przerażony przyspieszając do 120 km/h poczuł silne uderzenia w kask, które ustąpiło przy prędkości160 km/h. Nie śmiejcie się, to śmiertelnie poważna opowieść.
Niestety brat Rii zaprzecza i podaje w wątpliwość relacje motocyklistów argumentując, że Marie (Ria) była zbyt konserwatywna i dobrze wychowana, aby mogła wsiąść z obcym na motocykl.
Hmm, no nie wiem czy brat mógł aż tak dobrze znać swoją siostrę?
W ostatnich latach pojawiło się kilka doniesień o motocyklistach zabierających autostopowiczkę o ciemnych włosach w pobliżu Uniondale, po czym okazywało się, że znikała z tylnego siedzenia po kilku kilometrach. Mając to na uwadze, odważysz się na podróż tą trasą zabierając autostopowiczkę na swój motocykl?
Co by nie mówić w miasteczku Uniondal wierzy się, że duch kobiety wrócił. Chociaż dawno go nie widziano. Mniej więcej od śmierci Giel’a, który o ironio zginął w wypadku samochodowym 6 lat od śmierci Marie. Podobno wtedy duch Rii osiągnął spokój. Ja jednak nie wierzę, żeby Ria była aż tak złośliwa. Nie pasuje mi to.
Ale jak każda historia, ona też ma swoją mniej wesołą stronę. Mianowicie rodzinę zmarłej, która delikatnie mówiąc jest zmęczona całą tą sytuacją.
Chociaż, ma też do przekazania prośbę. Cytuję brata Rii : „Chcemy powiedzieć ludziom: uwolnij Rię. Nie ma jej „ducha” i nigdy nie było. Ludzie muszą wiedzieć, że Ria była szczęśliwą dziewczyną i współczującą osobą. Kochała żarty, kochała muzykę, kochał zwierzęta i miała żywą osobowość. Gdyby Ria, która jest teraz w niebie, patrzyła na te wszystkie małpy i głupie historie o duchach tu na ziemi, jestem pewien, że dobrze by się uśmiała. Była tego typu sobą.
A ja uważam, że fajna jest ta historia. Jednak powiem szczerze, że umarłabym ze strachu gdybym jechała tą drogą 20 km od Uniondale o północy, nie daj boże w Wielkanoc i poczuła chłód, mgłę i zapach jabłek czyli atrybuty ducha autostopowiczki. Myślę, a raczej jestem pewna, że darłabym się do utraty tchu.
A Wy?
Na koniec dodam, ze wiadomości zaczerpnęłam z obszernych treści internetowych i z bloga fajnego Dayne’a 🙂
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.
Dodaj komentarz